3 wnioski po meczu Manchester City – Southampton

Manchester City się nie zatrzymuje, a tym razem ofiarą walca Pepa Guardioli padło Southampton. Nawet w nieco zmodyfikowanym przez absencję Kyle’a Walkera ustawieniu Obywatele zagrali koncertowo, nie dając dojść rywalowi do głosu nawet na chwilę i wspięli się na szczyt ligowej tabeli przynajmniej do jutrzejszego spotkania Arsenalu z Liverpoolem. Czego mogliśmy się dowiedzieć w tym meczu?

João Cancelo jest jedyny w swoim rodzaju

Od początku bieżącej kampanii lwią część laurów jeśli chodzi o ekipę Pepa Guardioli zbiera znajdujący się w niebywałej wręcz formie Erling Haaland, przez co czasami zapominamy, że w drużynie The Citizens kosmitów nie brakuje. Jednym z nich niewątpliwie jest João Cancelo, o czym przypomniał nam w dzisiejszym meczu. Portugalczyk najpierw otworzył wynik świetną indywidualną akcją w której wrzucił na karuzelę Jamesa Ward-Prowse’a, a później po niezłym rozegraniu piłki z Kevinem De Bruyne idealnie obsłużył Erlinga Haalanda przy bramce, która ustaliła wynik spotkania na 4-0. Do suchych liczb nie sposób jednak nie dodać tego, jakim ogólnie piłkarzem jest Cancelo – ciężko bowiem wyobrazić sobie, aby ktoś pasował do wizji Pepa Guardioli równie dobrze, co Portugalczyk. Na papierze może być lewym obrońcą, jednak w spotkaniu jest zarówno dodatkowym pomocnikiem, jak i dodatkowym napastnikiem i zdaje się, że jest to rola, której nie byłby w stanie pełnić w żadnej innej drużynie na świecie – najzwyczajniej, system gry Guardioli umożliwia taką grę i tym samym najlepsze możliwe wykorzystanie wszystkich najcenniejszych atrybutów Portugalczyka. To para wręcz stworzona dla siebie, a Hiszpan będzie miał niemały ból głowy, jeśli kiedyś będzie musiał zastąpić byłego zawodnika Juventusu – bardzo ciężko bowiem będzie znaleźć tak kompletnego zawodnika, jakim jest Cancelo.

 

Król asyst nie planuje schodzić ze swojego tronu

Skoro już jesteśmy przy kosmitach, zdobywając asystę przy bramce Phila Fodena Kevin De Bruyne stał się najlepszym asystentem w historii Manchesteru City wyprzedzając Davida Silvę, a także piątym najlepszym asystentem w historii Premier League, wyprzedzając Dennisa Bergkampa. Belg ma na swoim koncie 95 ostatnich podań, a w tej klasyfikacji wyprzedzają go już jedynie Frank Lampard, Wayne Rooney, Cesc Fabregas, a także Ryan Giggs. Bardzo możliwe, że jeśli tylko De Bruyne utrzyma takie tempo notowania asyst, to na koniec bieżącej kampanii zamelduje się na drugim miejscu w tej klasyfikacji – do Fabregasa traci ich bowiem 16. Trochę trudniej może być z Giggsem, który zanotował 162 ostatnie podania, jednak zajęło mu to aż 632 mecze, podczas gdy Belg jak do tej pory ma rozegrane „zaledwie” 219 spotkania. Kto jednak wie, w Manchesterze City wszystko jest możliwe, a przybycie do klubu Erlinga Haalanda może jedynie przyspieszyć pogoń De Bruyne za walijską legendą klubu z czerwonej części Manchesteru.

 

Czas Ralpha Hasenhüttla na St. Mary’s prawdopodobnie zbliża się do końca

Oczywiście nikt nie oczekiwał raczej od Świętych wygranej z Manchesterem City na Etihad, jednak o sytuacji w zespole prowadzonym przez Hasenhüttla wiele mówi mowa ciała jego zawodników. Mogłoby się zdawać, że praktycznie każdy z nich przeszedł obok spotkania z Obywatelami i poddał je bez walki już przed pierwszym gwizdkiem. Święci stanowili tylko tło dla ekipy Pepa Guardioli i nie oddali przez dziewięćdziesiąt minut ani jednego celnego strzału, nie pokazując przy tym ani grama walki, a także nie słuchali poleceń menadżera jak chociażby Bella-Kotchap, ustawicznie rozgrywający piłkę wbrew radom austriackiego szkoleniowca. W obliczu niedawnych plotek, jakoby zarząd Southampton miał być bardzo bliski decyzji o zwolnieniu Austriaka i już poszukiwał jego zastępcy, wydaje się że taki występ w meczu z Manchesterem City może być gwoździem do trumny Hasenhüttla i ciężko się też dziwić – Święci wygrali zaledwie 4 z ostatnich 22 spotkań we wszystkich rozgrywkach.